Dwunastoletni Carlos obudził się wcześnie rano. Chłopak szybko się
ubrał i zrobił sobie dwie kanapki do szkoły. Spakował kanapki do plecaka i
pospiesznie wyszedł z domu, starając się nie obudzić ojca. Gdyby go obudził,
chyba by nie dożył następnego dnia. Dochodziła godzina szósta rano, a Latynos
nie miał gdzie się podziać. Z dolarem w kieszeni poszedł do najbliższego sklepu
całodobowego. Kupił jeszcze picie i jakiegoś batonika, a potem pobiegł do
Logana. Wiedział, że rodzice do Logana załatwiają jakieś sprawy i wstają
wcześnie, więc nikogo nie obudzi. Nikt nie wiedział jakie to sprawy, nawet
Logan znał tylko kawałek prawdy, ale nikt także nie ingerował w to. Carlos
zapukał do drzwi i otworzyła mu matka Logana. Pena zawsze bał się rodziców jego
znajomych, prócz matki Jamesa, ale jego przyjaciele też się bali swoich i
pozostałych rodziców. Matka Logana miała zniszczoną skórę i podkrążone oczy,
tata Logana miał tak samo. Wszyscy tłumaczyli to wiekiem, ale to nie mogło być
to tym spowodowane, wiele kobiet i mężczyzn w ich wieku wyglądali bardziej
przyzwoicie niż państwo Henderson.
- Dzień dobry, jest Logan? – Zapytał Carlos, stojąc u progu drzwi.
- Jest, jeszcze śpi, ale i tak miałam go obudzić. Wejdź. – Powiedziała kobieta wpuszczając dwunastolatka do mieszkania. Carlos poczuł ten dziwny zapach panujący w tym domu.
- Jest, jeszcze śpi, ale i tak miałam go obudzić. Wejdź. – Powiedziała kobieta wpuszczając dwunastolatka do mieszkania. Carlos poczuł ten dziwny zapach panujący w tym domu.